Wiele osób pyta mnie, dlaczego tak bardzo pokochałam i wybrałam Maltę na mój drugi dom…
To tylko kilka z długiej listy powodów. Oczywiście słońce, które świeci 360 dni w roku! Morze, które jest pięknie lazurowe. Powietrze morskie – czyste i rześkie. Czas, który na Malcie, mimo tego, że jest to kraj europejski, najwidoczniej się zatrzymał…
I wcale nie chodzi tu o architekturę czy infrastrukturę, jak myśli większość gości wizytujących ten mały, tonący w kamiennych blokach, obrośniętych śladami wilgoci – kraj.
Mam na myśli kulturę rdzennych mieszkańców. Maltańczycy, to w mojej opinii naród mocno prorodzinny…
Pomimo faktu, że Maltańczycy pracują tak samo ciężko jak inne społeczności, zawsze mają czas na życie prywatne, w tym tradycyjne niedzielne obiady rodzinne, często przedłużające się do późnych wieczorów i wspólnych kolacji.
Znam osoby, które spotykają się rodzinnie i z przyjaciółmi od lat w tym samym miejscu – w jednej z moich ulubionych restauracji przy morzu, wyjątkowej, bo połączonej z plażą i basenami. Często odpoczywają na leżakach, w słońcu lub ukryci pod parasolami, dyskutując na różne tematy. Łączą przy tym w ciekawy sposób dwa języki: maltański i angielski, przechodząc płynnie w trakcie kolejnych zdań z jednego na drugi. Z zaangażowaniem opowiadają, jak w czasach dziecięcych przychodzili tu z rodzicami i teraz sami przyprowadzają niemal w każdą sobotę lub niedzielę swoje dzieci. Ich dziecięce przyjaźnie i tradycja przetrwały próbę czasu i oni są z tego bardzo dumni. To naprawdę bardzo niezwykłe w tym zagonionych, szybkich współczesnych czasach…
Patrząc na Maltę i Maltańczyków za każdym razem na nowo podziwiam ich sposób życia. W pracy mocno zabiegani, potrafią relaksować się i w pełni korzystać z życia w czasie wolnym. Poza tym uwagę przyciągają uśmiechy na ich twarzach – naturalne, nie wymuszone. Sami o sobie mówią, że to efekt słońca, które rozjaśnia ich twarze 🙂
Maltański krajobraz jest bardzo charakterystyczny. Małe łódeczki i większe jachty cumujące w letnim sezonie niemal przy promenadzie. W weekendy wyruszające w głąb morza i tworzące w najmniej spodziewanym miejscu ‘parkingi dla jachtów’, praktycznie na środku Morza Śródziemnego. Skaliste plaże naprzeciwko domów, gdzie wypoczywają turyści i zaledwie dwie czy trzy piaszczyste, które doceniają sami Maltańczycy.
Sploty kabli elektrycznych wiszące na zewnątrz budynków. Malutkie uliczki i bardzo wąskie drogi. Mogłabym tak wymieniać bez końca – maltańskie religijne fiesty i codzienne pokazy sztucznych ogni, Ggantija – najstarsza na świecie świątynia, zachowana niemal tak samo jak 5,6 tysiąca lat temu. Gdy na co dzień przebywasz w mocno industrialnym miejscu, klimat tej małej wysepki porusza twoje serce. Dlatego sporym błędem w opinii mojej i moich znajomych była wymiana żółtych kultowych autobusów na pospolite zielone, chińskiej produkcji. Historia busów maltańskich doczekała się nawet swojej strony w Wikipedii. Od momentu, gdy tradycyjne yellow buses zniknęły z dróg, Malta straciła po części swój unikalny urok kraju, w którym czas się zatrzymał…