Polskiej polityce brakuje nowej jakości a nasz polityczny krajobraz staje się męczący dla społeczeństwa. W idealnym świecie widzielibyśmy ludzi, przedstawiających różne poglądy polityczne – siedzących przy jednym ognisku i popalających tę samą fajkę pokoju (prosta praktyka z życia Indian).
Polska rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Według mnie, nawet w obliczu różnorodnych krzykliwych afer – staje się coraz bardziej monotonna…
Nie lubię wypowiadać się publicznie na polityczne tematy. Ale różne, liczne zapytania i toczone dyskusje, skłoniły mnie finalnie do tej refleksji. Jak pokazuje życie, unikanie tematu nie jest to proste. W szczególności, gdy z różnych stron otrzymuję komentarze i zapytania dotyczące mojej opinii, jako specjalisty od kształtowania marki, na temat aktualnej sytuacji politycznej w kraju, pozycji i autorytetu kluczowych ludzi…
Jest to wyłącznie moje stanowisko i jestem oczywiście otwarta na mądrą debatę. Dlaczego więc według mnie sytuacja polityczna kraju jest monotonna? Bo od wielu lat z mniejszą lub większą częstotliwością słyszę te same słowa: chcemy odwołania rządu… Niezależnie od tego, która partia jest w opozycji.
Za takie słowa trzeba przyjąć szczególną odpowiedzialność. I trzeba być przygotowanym na ich konsekwencje.
Po pierwsze: chcemy odwołania. Co to oznacza? Tylko tyle, że ktoś ma taki zamysł, ale chęć nie jest jeszcze aktywnością. Dobrze wiemy, które miejsce jest ‘chęciami’ wybrukowane.
Po drugie: zasoby – a tych ci, którzy ‘chcą’ po prostu nie mają. I mam tu na myśli zasoby ludzkie – silnych, charyzmatycznych i wiarygodnych liderów (obu płci). Ludzi, którzy nie narzekają, ale z energią zakasują rękawy i efektywnie pracują. Jednego – dwóch a najlepiej trzech kandydatów/ek, spośród których świadoma część społeczeństwa mogłaby dokonać właściwego wyboru.
A jak wygląda rzeczywistość?
Na ten moment, pomimo różnych pomysłów i hałaśliwych przepychanek partii i polityków – alternatywy dla rządów Premiera Tuska nie ma. Jest kilku polityków z bardziej wyrazistą marką niż cała masa przeciętnych, ale widać – nie dość spójną i silną, by wzbudzić szersze społeczne zainteresowanie i uznanie. Świat, który rozwija się nieprawdopodobnie dynamicznie, nie może sobie pozwolić na przeciętnych przywódców. Jeśli nie postawimy na silną markę lidera, nigdy nie zbudujemy nowoczesnego państwa.
W polityce trudno mówić o zaufaniu. Ono oczywiście powinno być, ale kontrolowane. Chodzi przecież o losy kraju. Literalnie – nie o losy pojedynczego przedsiębiorstwa czy domostwa, praktycznie jednak – tak. Chodzi o przyszłość każdego z nas z osobna i wszystkich razem, jako jeden naród.
Jestem zatem za tym, żeby pozwolić ludziom, którzy posiadają know-how w zarządzaniu krajem, by sprawowali swoje funkcje i wykonywali zadania w zdrowej i na miarę naszej kultury – spokojnej atmosferze. Dopuszczam przy tym błędy czy pomyłki, od których sami też nie jesteśmy wolni. Należymy do gatunku ludzi, nie cyborgów. Ważne, by z każdej przykrej lekcji jej autor (przy okazji również inni) wyciągnął wnioski i nie popełniał na nowo. Ważne, by umiał szczerze przeprosić. A z tym jest u nas szczególnie kiepsko.
Patrząc czasami wnikliwiej na arenę polityczną kraju widzę… prywatny folwark. Politycy nie cedzą słów. Zachowują się tak, jakby byli na własnym, prywatnym a nie publicznym polu.
Do pełnienia roli polityka trzeba być doskonale przygotowanym – umieć słuchać, ale i słyszeć (information is power!) i dobrze się zastanowić, zanim cokolwiek się upublicznia (niezależnie od formy i sytuacji).
Mądra komunikacja to owocna relacja., a z tym rzadko kto się rodzi. Wydaje się jednak, że polski polityk trafia do Sejmu czy Senatu najczęściej znikąd. Ja słyszę o samorządowcach dopiero na kilka tygodni przed wyborami. W skrzynce znajduję stosy ulotek, a co zamożniejsi wysyłają imienne listy. Pozycji i zaufania nie da się zbudować w kilka dni. Świadomość marki i reputację buduje się latami.
Jestem za tym, żeby każdy polityk, także ten aspirujący, przechodził obowiązkowy proces edukacji, obejmujący przede wszystkim wymianę wiedzy i doświadczeń z praktykami – ludźmi, którzy opuścili już pokład rządowy, ale i tymi, którzy decydują o losach kraju w skali mikro. Polityk powinien także przejść z pokorą praktyczne zajęcia z dyplomacji i kultury politycznej (tej pożądanej), a przede wszystkim lekcje świadomego kształtowania marki lidera (profesjonalnego publicznego wizerunku), w oparciu o własny, pełny potencjał i wiarygodne atuty, tak by budować autorytet polityka-lidera. Czasy przypadkowych, czy sztucznych 'tworów’ mijają bezpowrotnie. Chwyty i techniki manipulacji warto znać, żeby się przed nimi skutecznie bronić. Czy warto jednak samemu stosować?
Wiarygodność na arenie publicznej i spójny brand, nie tylko w polityce, ale i biznesie, stają się silnym atutem i monetą przetargową. Jak widać marka jednostki wpływa i buduje obraz całej organizacji, ugrupowania i… kraju.
Zastanawiam się, dlaczego polscy politycy w tak małym stopniu czerpią z praktyk światowych liderów, którzy w sposób świadomy, przemyślany i konsekwentny budują swoją markę i pozycję. Można ich cenić lub nie, ale jedno liderom takiego formatu jak Barack Obama trzeba przyznać – potrafią doskonale, w spójny sposób komunikować o sobie i tworzyć interaktywne relacje z wyborcami.
Jeszcze jedna refleksja. Internet. To takie miejsce, które pozwala na kontakt i dzielenie się informacjami i inspiracjami z tysiącami osób w tej samej chwili. To niezależne od mediów tradycyjnych, jak gazety czy telewizja – narzędzie. To potężne narzędzie, którego żaden współczesny polityk nie powinien ignorować. Powinien je natomiast w mądry i praktyczny sposób oswajać i adaptować. I robić to w sposób strategiczny, ale użyteczny dla odbiorców.